środa, 3 października 2012

Skoda Citigo w Gazie

Nowy rozdział - Skoda Citigo w Gazie. Moja przygoda w "wielkim świecie" troszkę uległa zmianie - przesiadłem się z mojej Renówki (Meganka 2000r 1.6 plus gaz) na Skodę Citigo w Gazie. Po podpisaniu umowy i wpłaceniu zaliczki - 1 tys. zł, która do mnie wróciła po odebraniu samochodu; po trzymiesięcznym oczekiwaniu mogłem usiąść za kółkiem nowego wozu z salonu! Dotąd uważałem to za wręcz niemożliwe - ze względu ma małe dochody i niemożliwość odłożenia większej kwoty, a zbieranie kilkuletnie to raczej absurd. Pojawiła się okazja - Skoda oferuje samochody bez wpłaty własnej! Zaryzykowałem... Zamówiłem wóz w gazie - ta opcja była tylko z najsłabszym silnikiem, ale czego nie robi się dla oszczędności. Dołożyłem nawigację, radio, koło zapasowa, sensory cofania, tempomat i przyciemniane okna tylne - mogłem jeszcze halogeny, ale myślałem, że są w wyposażeniu. Dla oszczędności wybrałem kolor standardowy-czerwony. No i jest! Dostałem wóz z pełnym zbiornikiem gazu i 4 litrami paliwa. (Gaz skończył się po 450 kilometrach). Małe autko, ale faktycznie zwrotne, wjedzie tam, gdzie inne się nie mieszczą. Po wpakowaniu gazu do bagażnika "zapasówka" się nie mieści na leżąco - brakuje z 10 cm, można z dojazdówką o mniejszym rozmiarze spróbować, bo koło zapasowe jest w normalnym wymiarze. Najlepiej je włożyć za siedzenie kierowcy. Chyba, że mamy pasażerów. Bagażnik na pierwszy "rzut oka" mały, ale wystarczy - dwie zgrzewki wody mieszczą się w zdłóż obok siebie. Nie zmieści się duża walizka, ale można złożyć dzieloną tylną kanapę i mamy sporo miejsca z tył. Zawieszenie radzi sobie na polskich drogach, choć jest trochę sztywne i dłuższa jazda po kocich łbach jest uciążliwa. Jeśli chodzi o spalanie - włączyłem opcję pokazywania aktualnego zużycia paliwa - auto jest oszczędniejsze od poprzedniego wozu - Renówki, ale nie aż tak. Przy prędkości po wyżej 120 km/h - czyli normalnej jeździe na niemieckich autostradach, zużycie wzrasta od około 6 do nawet 11 litrów, w zależności od wzniesienia. Mieści się w 5 litrach tylko przy mniejszej prędkości i bez większych wzniesień terenu, i bez dużego obciążenia, czyli najlepiej jechać w dwójkę z podstawowy bagażem podróżnym. Jeśli chodzi o dynamikę - nie jest najgorzej. Można wyprzedzać wolniejszych i ciężarowe auta, ale trwa to dłużej (brakuje turbo) i najlepiej na trójce. Skrzynia czasem zgrzyta przy nie do końca wciśniętym sprzęgle, lub nie do końca wbitym biegu. Jak kiedyś w "maluchu", trzeba nabrać wprawy w mieszaniu w biegach. Użycie klimy nie powoduje jakichś znacznych wzrostów zużycia paliwa. Jedynym mankamentem jest długa jazda na paliwie do przełączenia się na gaz. Może to kwestia regulacji - zobaczę po wizycie u "gazowników". Jeśli chodzi o decybele - jeśli mamy włączone radio to spoko, ale przy jeździe bez muzy motor jest dobrze słyszalny - na pewno nie tak jak w "maluchu", ale trzycylindrowy silnik jest głośniejszy niż 4. Renówka była cichsza, ale coś za coś. Oszczędniejszy nie znaczy cichszy. No i zawsze możemy włączyć radio. Standardowa nawigacja łatwa w obsłudze, ale mamy niezbyt aktualne. Nie widzi autostrady Poznań-Berlin. Może satelity nie pracuję (haha), ale na dłuższą metę jest to kłopotliwe, jeśli każe nam zawracać, albo ograniczać prędkość na nowych odcinkach drogi. Na razie pokonałem 1000 km z małym hakiem i autko bez zarzutu, szkoda, że na gazie komputer nie pokazuje ile jeszcze km przejedziemy, tylko diody ostrzegają. Nie wyjeździłem jeszcze do zera, na autostradzie trzeba tankować na rezerwie, bo nie wiadomo ile km do następnej stacji z gazem. Jak pojeżdżę więcej, może rozgryzę bardziej wskaźniki i diody. Ogólnie autko dobre do przemieszczania się nie tylko po mieście, gdzie oszczędność jest większa, ale i na dalsze, autostradowe wyprawy. Pozdrawiam Skodziarzy!

środa, 23 maja 2012

Ryby-czyli sprawa o wędkowaniu i Wierze

Ryby-wędkowanie i nie tylko!

Zamiast wstępu
Odkąd sięgnę pamięcią, czyli jak tylko nauczyłem się chodzić, w mojej rodzinie, jako jako jeden z ważniejszych elementów integracji i spędzania wolnego czasu były wyprawy na ryby.
Głównym "kierownikiem" był oczywiście Tata, jako znawca tematu i posiadający "papiery", czyli legitymację wędkarską.
A przygoda zaczyna się od sprzętu... Tutaj posłużę się już gotowym artykułem:

Zakup wędki
Autorem artykułu jest Damian  Gierka
Zakup nowego wędziska jest czymś fajnym ale trudnym w wyborze. Tyle jest rodzaj, że nie wiadomo na co się zdecydować? troszeczkę wam pomogę przy zakupie 
Tak jak dla młodych i starych wędkarzy zakup nowego wędziska takiego jak spławikowe, gruntowe, spinningowe, bata  jest czymś fajnym. Każdy z nas przed zakupem sprawdza ciężar kija wagę wyrzutu i czy dobrze leży w dłoni ale w sklepie nie sprawdzimy jak wędka będzie się zachowywać w czasie holowania naszej ryby. Musimy zbadać  jej elastyczność  w następujący sposób: bierzemy wędzisko w dłoń i robimy wymach jakbyśmy zarzucali, patrzymy jak się zatrzyma. Wędki o dużej masie wyrzutu zazwyczaj mają sztywną szczytówkę ale i tak muszą się bujać. Jest jeszcze jeden sposób, szczytówkę wędziska opieramy o sufit pociągając co siebie tak jak podczas holu wtedy patrzymy co się najpierw ugnie jeżeli jest to dolnik to źle świadczy o wyrobie wędziska. Warto sprawdzić w taki sposób kilkanaście kijów przed zakupem i dobrać odpowiedni  wedle uznania, dodrze jak na takim wędzisku zamątujemy jeszcze kołowrotek do sprawdzenia wywarzenia.Nieraz wędkarze przed zakupem swojej wymarzonej  wędki sprawdzają w inny sposób, trzymając wędkę w dłoni łapią za szczytówkę i ciągną ku siebie sprawdzając jak się ugnie szczytówka. W taki sposób można łatwo złamać i narazić się na nie przyjemności i dodatkowe koszty i sprawdzamy tylko szczytówkę a nie całe wędzisko.                                                                                        </p>
Mam nadzieję że moja porada pomoże wam przy zakupie wymarzonego wędziska, życzę dobrych i udanych połowów 
---
Zapraszam na mój blog http://wendkarstwo-hobby.blogspot.com</p>
Artykuł może być przedrukowany jedynie w niezmienionej postaci i z zachowaniem aktywnych linków

Artykuł pochodzi z serwisu <a href="http://artelis.pl/">www.Artelis.pl</a>
 Wędkarstwo morskie – sprzęt wędkarski
Autorem artykułu jest Marcin  Kulej

Wędkarstwo morskie – sprzęt wędkarski, jaki sprzęt wybrać, czym się kierować w wyborze sprzętu, z czym możemy się spotkać w wędkarstwie morskim.
Wędkarstwo morskie wymaga specjalnie do tego celu przeznaczonego sprzętu. Sprzęt do połowów słodkowodnych nie jest przydatny na dłuższą metę, gdyż użyte do jego wykonania materiały ulegną zniszczeniu pod wpływem słonej wody. Już po krótkim czasie części aluminiowe pokryją się białym nalotem, lakier na kołowrotku zacznie się łuszczyć, a części ze stali zardzewieją. Krystalizująca na żyłce sól uszkodzi części mechaniczne w korpusie kołowrotka.
Poza silnie korodującym działaniem wody morskiej, elementy wędkarskiego wyposażenia muszą zazwyczaj wytrzymać znacznie większe obciążenia niż sprzęt przeznaczony do łowienia w wodach słodkich. Najlepiej gdy korzysta się ze sprzętu specjalnie przeznaczonego do połowów morskich. Do tego celu stosuje się wędziska, które mogą podołać wymaganiom stawianym przez ryby strefy przyboju i otwartego morza, ale ich cena może się okazać bardzo wysoka. Na początek nie trzeba kupować aż tak drogiego sprzętu. Są również kołowrotki specjalnie skonstruowane do połowów morskich. Znajdują tu zastosowanie wysokiej klasy materiały, jak odporna na działanie wody morskiej uszlachetniona stal. Kołowrotki te są technicznie doskonałe i przy odpowiedniej konserwacji zapewniają wieloletnie, bezawaryjne użytkowanie. Metalowe elementy kołowrotka i przelotki należy posmarować wazeliną techniczną (bezkwasową). Odpowiedni sprzęt nie musi kosztować majątek, ponieważ dostępne jest również tańsze wyposażenie o odpowiednich parametrach. Najlepszym rozwiązaniem jest zastosowanie się przy zakupie i kompletowaniu sprzętu do rad fachowego sprzedawcy, mającego praktyczne doświadczenie. W wyborze mogą również pomóc  liczne wskazówki i zlecenia, które znajdziemy w specjalistycznych katalogach wydawanych przez poszczególnych producentów.  Dzięki temu można najpierw spokojnie w zaciszu domowym skompletować sprzęt, a przede wszystkim porównać ceny, tak aby w trakcie zakupu nie zdarzyły się żadne niespodzianki.

   Zapraszam również na moją stronkę do poczytania różnych ciekawych artykułów na temat wędkarstwa i akwarystyki:   <a href="http://www.ryby-123.blogspot.com/" target="_blank">www.ryby-123.blogspot.com</a>       </p></p>

Artykuł pochodzi z serwisu <a href="http://artelis.pl/">www.Artelis.pl</a>


Oczywiście, przed kilkudziesięciu laty, w czasach mojego dzieciństwa, wyboru dużego nie było, a jeśli już, to decydującą była cena, a nie jakość, czy parametry, jak to jest możliwe dzisiaj.
Czasami była to "wędka" wykonana własnoręcznie - z zakupionego kija bambusowego, lub wystrugana z "pastucha" czyli z kija z włókna węglowego, podtrzymującego drut służący do podłączenie ogrodzenia elektrycznego do wypasu bydła. Bambus był towarem rzadkim, ale lekkim, z drugiej jednak strony, zdarzało się go łamać na solidnej sztuce. Więc drugą możliwością było włókno węglowe - ale taki wystrugany kij był niesamowicie ciężki i trudno było z wyczuciem zacinać rybę. Pozostawały wiec wędki ze sklepów profesjonalnych, które miały swoją cenę, lub czasami znalezione nad wodą - też się zdarzało, po innych 'wędkarzach', którzy przyjeżdżali by poimprezować, wyrwać się z domu - tak zwany wyjazdy zakładowe, najczęściej ze Śląska - z funduszy zakładowych kopalni. Nie wiem, czy dziś coś takiego jeszcze istnieje i funkcjonuje.
Do kupionego, czy zrobionego własnoręcznie sprzętu montowało się przelotki - tutaj też trzeba było uważać na ich jakość, by nie ścinały żyłki. Montowało się je w odpowiedniej kolejności, w zależności od wielkości, oplatając dobrą nitką, najlepiej dratwą i lakierując by zakonserwować tę nić i zapobiec się jej rozwiązywaniu.
Następny krok to były kołowrotki, które były ze sklepu, drogie, ale w miarę niezawodne i w zależności od techniki łowienia, czy na grunt, czy na spławik, czy do spiningu.
Spining
Autorem artykułu jest chomik
Przed każdym wypadem na ryby trzeba odpowiednio się do tego przygotować a więc skompletować właściwy zestaw, musimy wiedzieć na jaką rybę chcemy się wybrać (metodą spinningową najczęściej łowi się szczupaki, okonie, sandacze, bolenie, sumy, łososie oraz pstrągi, bez wątpienia najczęściej poławianą przez wędkarzy rybą jest szczupak).
Wędzisko powinno być dobrane pod kątem poszczególnych ryb oraz ich spodziewanej wagi, ogólnie możemy jednak powiedzieć że mamy trzy rodzaje wędzisk: lekkie, średnie i ciężkie. Lekkich wędzisk używamy do połowu pstrągów, średnich szczupaków, sandaczy, boleni i rekordowych okoni. Średnich do połowu większych okazów a ciężkich do sumów oraz do połowów morskich. Łowiąc z brzegu wędzisko może być o długości od 2m do 3,6 m (dłuższy kij ułatwia nam lepsze prowadzenie przynęty pośród roślinności oraz innych przeszkód).
Kołowrotek o stałej szpuli z zapasem żyłki 100 m o grubości 0,22 do 0,30, czym cieńsza żyłka tym płynniejsze i celniejsze rzuty.
Przynęta na jaką będziemy łowić zależy od upodobania wędkarza, są blachy wahadłowe, obrotowe, wszelkiego rodzaju woblery imitujące żaby, rybki, chrabąszcze, jest też szeroka gama twisterów, ripplerow.
Łowiąc metodą spinningową należy unikać rzutów długich, nadmiernie wyciągnięta żyłka nie tworzy bowiem sztywnego układu co utrudnia właściwe zacięcie. Najlepsze są rzuty średnie (kilku i kilkunastometrowe), częste i celne dające gwarancję dobrego przeczesania wody i możliwość dobrego zacięcia ryby. Manewrowanie przynętą, podciąganie, zwalnianie i przyśpieszanie a również opuszczanie i pozostawianie przynęty przez moment na dnie może szybciej sprowokować drapieżnika do ataku, bardzo często szczupaki atakują przy unoszeniu przynęty z dna. Prowadzenie przynęty powinno być niezbyt szybkie na głębokości około 50 cm od dna. Powinniśmy unosić i opuszczać co upodobni ją do zranionej lub chorej rybki. Przynętę musimy prowadzić do samego końca gdyż szczupak może zaatakować w momencie wyciągnięcia zestawu z wody co kilkukrotnie i mi się zdarzyło. Łowiąc szczupaka pamiętajmy że nie należy on do ryb płochliwych, potrafi nieruchomo czaić się w swojej kryjówce do ostatniej chwili uciekając dosłownie spod nóg brodzącego wędkarza. Dlatego starajmy się obrzucać jak najdokładniej miejsca w których może przebywać drapieżnik, powtarzając rzuty i krzyżując je. Nie zniechęcajmy się gdy na jednym wybranym przez nas stanowisku nie mamy żadnego brania, trzeba wtedy zmienić przynętę i popróbować dalej,  jeżeli to nie daje żadnych rezultatów zmieniamy miejsce i próbujemy dalej. Częsta zmiana miejsca i przynęty daje większe prawdopodobieństwo natrafienia na stanowisko drapieżnika. W jeziorach najlepsze wyniki daje spinningowanie z łodzi gdyż tylko wtedy jesteśmy w stanie obrzucić wszystkie przypuszczalne miejsca pobytu ryby. Rzucając z otwartej wody  w kierunku przybrzeżnych skupisk roślinności staramy się tak kierować przynętę, by padała nie bliżej niż około metra od roślin starając się wyciągnąć zdobycz z kryjówki.
---
    zapraszam "/artykuly/edytuj/chomik-wszystkoowedkarstwie.blogspot.com" target="_blank">chomik-wszystkoowedkarstwie.blogspot.com</a></p></p>

Artykuł pochodzi z serwisu <a href="http://artelis.pl/">www.Artelis.pl</a>
 Spinningowanie - początki.
Autorem artykułu jest Krzysztof   Łuczyk
Spinning - niezbędne informacje dla początkujących wędkarzy. Poznaj różne techniki i wypracuj sobie najbardziej skuteczną. Sposoby połowu. W metodzie spinningowej łowienia ważna jest technika rzutu.
Łowienie spinningowe dla początkujących.
Sposoby połowu.
W metodzie spinningowej łowienia ważna jest technika rzutu. Początkujący wędkarz musi niemało się natrudzić, żeby wykonać precyzyjny rzut, zwłaszcza gdy zamierza posłać przynętę tam, gdzie drapieżnik często może czekać na swoją upragnioną „rybkę”. A są to miejsca przy trzcinie, konarach, zaroślach, kamieniach itp. Konieczne jest niewątpliwie zadbanie o to, żeby wędzisko było dopasowane do ciężaru przynęty. Zazwyczaj na każdym wędzisku znajdziemy informacje dotyczące tego, jakiej wagi przynęty powinniśmy stosować. Minimalne odstąpienie od zaleceń nie jest aż tak wielkim „przestępstwem” i na pewno nie przyczyni się do braku jakichkolwiek brań, ale zaleca się, aby parametry podpowiadane zachowywać. Wtedy niewątpliwie łatwiej uczyć się poprawnych rzutów.
Weź więc do ręki wędzisko, złap prawą ręką za uchwyt wędki, chyba, że jesteś leworęczny, postaraj się, aby uchwyt kołowrotka umocowany do wędki znajdował się pomiędzy palcem serdecznym i środkowym. Otwórz następnie kołowrotek i przytrzymaj żyłkę palcem wskazującym przyciskając ją do wędziska. Bądź cierpliwy, staraj się dokładnie wykonywać każdy ruch, bo łatwo się nauczyć byle jak i później po prostu się męczyć. Jeśli jesteś już gotowy, aby wykonać rzut spróbuj najpierw wykonać go zza głowy i poślij przynętę początkowo na „czyste” miejsce. Pamiętaj, żeby przed rzutem żyłka z przynętą zwisała od szczytówki ok. 20 – 30cm. Jeśli nie odszedłeś zbytnio na prawo lub lewo od wyglądanego przez siebie miejsca i nie rzuciłeś zbyt blisko czy daleko, to jest już to pierwszy krok, z którego powinieneś się cieszyć. Gdyby okazało się inaczej, to po prostu próbuj dalej, aż do skutku. Nie zapomnij przy tym, że po energicznym zamachu wędziskiem musisz w odpowiednim momencie puścić żyłkę, co czasami nie zawsze wychodzi i mamy niespodziankę – przynęta spada do wody blisko, albo nieco dalej od nas, ale niestety zrywamy wtedy żyłkę. Nabranie wprawy w tym sposobie rzutu może okazać się naprawdę pomocne zwłaszcza wtedy, gdy będziemy chcieli rzucić dokładnie w wybrane przez nas miejsce,           a będziemy mieli jakieś boczne przeszkody, które uniemożliwią nam trzymanie wędziska inaczej niż nad głową.
Próbuj inaczej.
Przy tych samych założeniach co wyżej możemy nauczyć się rzutów bocznych, które można wykonać z obu stron. Wędzisko należy wówczas prowadzić równolegle do wody, z energią, od prawej do lewej strony.
A może warto i tego spróbować.
Zakładamy, że jesteśmy np. wśród zarośli i trudno nam wyobrazić sobie rzut zza głowy czy boczny. Jest sposób, który pozwoli nam dokładnie wycelować zwłaszcza, gdy odległość nie jest wielka. Wystarczy wędzisko trzymać przed sobą i wykonać taką delikatną „podrywkę” z dołu do góry.
Powyższe sposoby spinningowania, dobrze opanowane, pozwalają nawet początkującemu dopasować je do warunków w jakich chce wędkować. Jeśli warunki na to pozwolą można oczywiście wykorzystać wszystkie sposoby wyrzutów.
To jeszcze nie wszystko.
Nie wystarczy zdobyć umiejętność precyzyjnych rzutów, chociaż czasami zdarza się, że przynęta zaraz po kontakcie z wodą wzbudzi zainteresowanie drapieżnika i od razu mamy emocje, bo szczytówka zaczęła drżeć i panicznie, szybko kręcimy kołowrotkiem, żeby zdobycz przyciągnąć jak najbliżej siebie i najchętniej, przy pomocy podbieraka wyciągnąć ją z wody, złapać głęboki oddech i poczuć ulgę, a i pewnie satysfakcję, że ćwiczenia przynoszą skutek zaraz na początku. Pomimo jednak tych wyjątkowych raczej zdarzeń warto pamiętać, że przynęta po zanurzeniu się        w wodę powinna symulować ruch uciekającej, energicznej rybki. Żeby tak było musimy delikatnie podciągać wędzisko, spowalniać lub przyspieszać kręcenie kołowrotkiem. Musimy to robić, bo to daje gwarancję niespodziewanego efektu. Nie popełniajmy błędu i nie wykonujmy ciągle tych samych ruchów – róbmy wszystko, aby „czyhać” jak drapieżnik i spontanicznie z energią wykonujmy ruchy, pamiętając przy tym, że i atakujący traci energię. Czasami warto przynęcie dać szansę, aby stała się „leniwa”, a wtedy jej „poddanie się” zmobilizuje drapieżnika do włożenia maksimum energii, aby już pokonaną w końcu smacznie połknąć.
Autor: Krzysztof Łuczyk</p>
Zapraszam na mojego bloga: htpp://krzychu-wszystkoowedkarstwie.blogspot.com

Artykuł pochodzi z serwisu <a href="http://artelis.pl/">www.Artelis.pl</a>

Żyłkę, haczyki, błystki kupowało się w wędkarskim. Odważniki najczęściej odlewało się samemu z ołowiu zdobytego ze starego akumulatora, w formie wykonanej w drewnie. Kształt, wielkość i ciężar, były podyktowane miejscem połowu - czyli jakością podłoża - ilość glonów - jeśli duża to jak najbardziej obły kształt, by uniemożliwić zaczepieniu się, oraz bystrości nurtu, czy większy prąd wody, tym większe ciężarki i bardziej "płaski" kształt
Po skompletowaniu sprzętu - nie można zapomnieć o podbieraku, siatce za ryby - jeśli uda nam się je złowić - oczywiście wymiarowe i nie w okresie ochronnym, miarce itp., pozostaje jeszcze przygotowanie i skompletowanie zanęty.
 Zanęta
Autorem artykułu jest MIECZYSLAW  WOJTCZAK
Mielonka jest świetną przynętą. Nadaje się również na zanętę, szczególnie tam, gdzie ryby nie znają jeszcze tego smakołyku i trzeba je do niego przyzwyczaić.
Świeża mielonka często spada z haczyka. Jej obsmażenie rozwiązuje ten problem, bo pokrywająca kostkę skorupka jest wystarczająco twarda. Na tyle twarda, że dla ułatwienia zacięcia powinno wystawać z przynęty ostrze haczyka.
  Jest chyba niewielu wędkarzy, którzy nie spróbowaliby łowienia na nadziany haczyk kawałek świeżej mielonki śniadaniowej. To różowe  i  soczyste mięso smakuje wielu rybom - na niejednym łowisku zajadają się nim brzany, liny, karpie i klenie. Ale tylko  do pewnego momentu, ponieważ jeśli któraś z ryb styka się z tą przynętą zbyt często lub – co gorsza - odkrywa tkwiący w niej haczyk, na każdą następną porcję mielonki spogląda z bezgraniczną nieufnością.  Istnieje  jednak  sposób,  by  mielonkę  nieco  zmodyfikować.  Cóż  więc trzeba  zrobić? Po prostu  przygotować  patelnię  i...Do smażenia!     Najpierw pokrój mielonkę na kostki o boku mniej więcej centymetra. Na patelni - najlepiej pokrytej teflonem - rozgrzej niewielką ilość oleju. Pamiętaj, aby trzymać patelnię na małym ogniu, żeby ktoś nie pomyślał, ze masz pożar w mieszkaniu. Drewniana łyżką  wymieszaj rozgrzany olej z łyżkę stołową kaszy manny i tyle samo szafranu, który wzbogaci zapach mielonki.
Pokombinuj. Opisane w tym przepisie dodatki do oleju to tylko przykład. Wypróbuj inne przyprawy - paprykę, mieszankę ziołową, przyprawę do mięs itd. Bardzo możliwe, że trafisz na kombinację idealną na konkretnym łowisku.
   Ułóż kostki mielonki na patelni i plastikową lub drewnianą łopatką  poobracaj je tak, by każdy bok równomiernie pokrył się olejową miksturą. Wkrótce mielonka powinna zacząć skwierczeć. Przewracaj kąski, przysmażaj  każdą stronę przez minutę, aż pokryje się chrupiącą skorupką. Rozłóż na stole gazetę i umieść na niej gorącą przynętę. Pozostaw ją do wystygnięcia, potem włóż do pojemnika na przynęty. Smażoną mielonkę możesz też zamrozić, więc jeśli to jedna z twoich głównych przynęt, warto, byś przygotował sobie zapas na następne wyprawy.
---
    Autor: Mieczysław Wojtczak

Artykuł pochodzi z serwisu<a href="http://artelis.pl/artykuly/46344/zaneta">www.Artelis.pl</a>

Wędkarstwo- pasja dla wybranych
Autorem artykułu jest Lewynsky

Większości osób, którzy z wędkarstwem nie mają wiele wspólnego wydaje się, że jest to nieskomplikowany sport, idealny dla leniwych. Przekonanie to jest niezwykle powierzchowne i z prawdą wiele wspólnego nie ma.
Wędkarstwo jest sztuką, polegającą na przechytrzeniu ryby a te choć może głosu nie mają, to sprytu z pewnością im nie brakuje.
By zostać wędkarzem nie wystarczą tylko dobre chęci, potrzebne są jeszcze pewne cechy charakteru, które pozwolą na rozwój umiejętności, wiedza z ichtiologii i hydrologii oraz spryt. Jeżeli chodzi o wiedzę to zdobyć ją może właściwie każdy. Nie jest to wiedza na poziomie akademickim- więc by ją zdobyć wystarczy po prostu chcieć. Początkujący wędkarz powinien przede wszystkim poznać gatunki ryb, ich środowisko życia, okresy rozrodcze, wymiary ochronne oraz oczywiście upodobania kulinarne. Ta wiedza pozwoli nam na znalezienie ryby nawet w obszernych łowiskach oraz zwabienie jej w obszar wędkowania. Różne gatunki ryb mają różne upodobania co do smaku i zapachu.
Wiedza na temat tych upodobań pozwoli nam na przygotowanie skutecznej zanęty wędkarskiej oraz dobór odpowiedniej przynęty. Przyrządzenie zanęty i jej wybór nie należy do łatwych. Inny rodzaj stosować będziemy na karpia, inny na leszcza a jeszcze inny na płoć. Ponadto dobór zanęty będzie inny jeżeli będziemy łowić na rzece, a jeszcze inny podczas łowienia w zbiornikach zamkniętych. Ryby żerują inaczej nie tylko ze względu na gatunek, ale również porę roku. Ta sama ryba, może mieć inne preferencje żywieniowe wiosną a inne latem czy jesienią. Również występowanie danego gatunku jest różne w zależności od pory roku. W poszukiwaniu ryby pomoże nam z pewnością podstawowa wiedza z hydrografii. Podczas łowienia ryb bardzo ważną rolę odgrywa znajomość ukształtowania dna oraz roślinności wodnej.
Mówi się, że wędkarstwo  jest pasją dla wybranych. Dlaczego? Otóż, wiedzę bez problemu można zdobyć. Są jednak cechy charakteru, które determinują fakt, czy ktoś będzie dobrym wędkarzem czy też nie. Oczywiście cierpliwość można wyćwiczyć, ale nie jest to łatwe. Poza tym wędkarstwo trzeba po prostu pokochać, by móc spędzać całe dnie nad wodą. Nie jest to łatwe, gdyż nie zawsze możemy liczyć na brania i bardzo często będziemy wracać z tak zwanym kwitkiem. Jeżeli jednak chcemy złapać rybę życia nie powinniśmy zniechęcać się niepowodzeniami.
---

Artykuł pochodzi z serwisu <a href="http://artelis.pl/">www.Artelis.pl</a>

Oczywiście teraz w sklepach mamy wszystko, a wcześniej to płatki owsiane odpowiednio spreparowane i zakropione zapachem do ciast, najlepiej migdałowym (na karpia i leszcza), makaron gwiazdki, najlepiej kolorowy, ugotowany z dobrą twardością, by się nie rozlatywał, czerwone robaki i białe robaczki. Jeszcze zanęta i na ryby.
Kilka słów o nęceniu łowiska
Autorem artykułu jest Lewynsky

Dawniej chodząc na ryby zabierałem ze sobą tylko to co niezbędne. Zwykle na wyposażeniu znajdowała się wędka, kilka zapasowych haczyków, spławik i ciężarki. Idąc na łowisko kupowałem w sklepie świeżą bułkę i puszkę kukurydzy konserwowej na przynętę. Dzisiaj pakując się na ryby z rozrzewnieniem wspominam ten minimalizm.
Teraz sporo miejsca w moim wędkarski ekwipunku zajmują zanęty wędkarskie. Bez nich nie wyobrażam sobie wyprawy na białą rybę. Dawniej tego typu udogodnienia wydawały mi się całkowicie zbędne. Dlaczego?
Otóż w owych czasach moimi łowiskami były przeważnie dwa niewielkie zbiorniki. Ponieważ odwiedzałem je dosyć często, śmiało mogłem stwierdzić, że znam je na pamięć. Niezależnie od pory roku wiedziałem gdzie szukać ryby. Dzisiaj moje łowiska wyglądają zupełnie inaczej. Przede wszystkim są to dużo większe akweny od tych wymienionych wyżej. Nauczenie się ich na pamięć graniczy właściwie z cudem. Zwykle przed rozpoczęciem wędkowania staram się zbadać dno by zwiększyć prawdopodobieństwo trafienia w miejsce żerowania ryb. Niemniej jednak wielkość akwenu sprawia, że mogą one przebywać daleko od miejsca mojego wędkowania. I tutaj z pomocą przychodzi mi zwykle zanęta wędkarska. Dzięki swoim właściwościom wabi ona rybę do miejsca w którym została zaaplikowana. Składa się ona zwykle z drobno zmielonych rybich przysmaków, dodatków zapachowych oraz składników zwiększających łaknienie. Dobrze przygotowana zanęta ma za zadanie zachęcić rybę do jedzenia, lecz jej nie nakarmić. Dokładny skład zależny jest od wielu czynników. Głównym jest gatunek ryby na jaką się nastawiamy. Ryby w zależności od gatunku mają swoje preferencje żywieniowe, więc inaczej będzie wyglądała i smakowała zanęta na karpia a inaczej na leszcza, karasia czy lina.
Rodzaj zanęty zależy również od wody, w której wędkujemy. Możemy spotkać się z zanętami na rzeki, kanały, jeziora i wody stojące. Zanęta na wody z dużym uciągiem zawiera zwykle więcej gliny wędkarskiej- dzięki czemu jest cięższa i nie odpływa wraz z nurtem. Ogromne znaczenie posiada także jej kolor. Dobieramy go w zależności od zabarwienia dna zbiornika i pory roku. Inaczej wygląda wiosną, kiedy to nie nęcimy prawie w ogóle, inaczej latem a jeszcze inaczej jesienią, kiedy to korzystamy najczęściej z zanęt ciemnych.
By zwiększyć skuteczność nęcenia dodajemy do mieszanki zapachy tzw. atraktory. Ponieważ większość ryb posiada doskonały węch- warto jest poznać ich preferencje zapachowe. Nie ma uniwersalnego przepisu na przygotowanie idealnej zanęty. Każdy zbiornik posiada swoje unikalne właściwości i dopiero gdy je poznamy jesteśmy w stanie bardzo skutecznie nęcić ryby.
---

Artykuł pochodzi z serwisu <a href="http://artelis.pl/">www.Artelis.pl</a>
Ryby
Ten tytuł mógłby sugerować, ze teraz przejdę do opisu żyjących w naszym kraju gatunków ryb, ale o tym można poczytać w atlasach, czy różnego rodzaju przewodnikach, mapach połowu ryb itp. Co łapać i gdzie, najlepiej poczytać na portalach społecznościowych opinię miejscowych wędkarzy. Któż jak nie oni maja najlepszy wgląd w to, co się dzieje w ich okolicy. Nie zastąpią tego żadne przewodniki, bo po prostu mogą być już nie aktualne.
Po zapoznaniu się z opinią miejscowych znawców tematu trzeba poczynić przygotowania w sprzęcie - co zabrać - w zależności od rodzaju ryb, na które chcemy zapolować. Przygotować zestawy, haczyki itp.- by nad wodą się już tym nie bawić, może na to nie być warunków. No i zaopatrzyć się w podkarmę i zanętę - też w zależności na co się nastawiamy. Warto coś zabrać opcjonalnego, gdyby nam nie szło z tym na co się nastawiamy. Mój tato zawsze zabierał zestawy na grunt, oraz jeden na spinning - warto sprawdzić, co się czai w pobliżu.

Są różne gatunki ryb i różne gusta, co do sposobu ich przygotowania - oczywiście, jak się nam je uda złowić, czy jak to robili "Ślązacy", o których wspominałem wcześniej, przy okazji znajdowania sprzętu nad wodą - kupić w sklepie, lub od wędkarzy miejscowych, którym się poszczęściło.  Odradzam sposób, którym oni "łowili" przed wyjazdem, po kilkudniowym imprezowaniu - na kable.

Obecnie, gdy już wiosna w pełni i lato coraz bliżej i warunki są ku temu sprzyjające, polecam grilla, a raczej ryby z grilla. Moją ulubioną jest pstrąg.
PSTRĄG Z GRILLA.
Składniki:
Pstrąg (po sztuce na gościa).
Boczek
Masło
Zioła (nać z pietruszki, lub mieszanka suszu do ryb)

Sposób przyrządzenia:
Ryby po oczyszczeniu wrzucić do osolonej wody (nawet na całą noc przed przewidywanym grillem). Wyciągnąć na kilka minut przed imprezą. Do środka ryby włożyć plasterek boczku, trochę masła i zioła. Zawinąć w folię i piec. SMACZNEGO!!!

Można w ten sposób przygotować inne gatunki ryb, wykorzystując też gotowe przyprawy.
Tutaj wszystko w zależności od gustów, na temat których podobno się nie dyskutuje. Do tego dietetyczna sałatka warzywna, pieczywo i coś do picia - już widzę ten błysk w oczach dużej grupy "grillowników", którzy w tym momencie mają przed oczami chłodzone piwo swojego ulubionego gatunku, lub inny odpowiedni do lepszego trawienia gatunek trunku. Ja osobiście nie gustuję w tym, wolę sok, lub Pepsi. Też ułatwia trawienie, a przecież ryby są lekkostrawne (tak odnoście różnych diet).
Zaplecze
Z mojego doświadczenia wiem, że wybierając się na ryby, trzeba wziąć też pod uwagę inne czynniki takie jak między innymi: lokalizację łowiska - sposób dotarcia do niego - tutaj dygresja: pamiętam taką jedną przygodę z dzieciństwa, kiedy to z tatą wybraliśmy się samochodem (nasz Moskwicz 407) nad wodę. Od drogi głównej drogi do łowiska było ponad kilometr, więc warto było mieć pojazd. Dojazd polnymi dróżkami a ostatnie kilkaset metrów po "ściernisku". Wszystko było dobrze, dopóki w nocy nie popadało i rano okazało się, że nasz pojazd jest trochę za ciężki, by spokojnie przebyć kilkadziesiąt metrów "ścierniska" czyli pola po skoszonym zbożu. Zakopaliśmy się po osie i nie pomogły zimowe sposoby wyjazd z zasp - gałęzie pod koła, podsypywanie suchym piaskiem. Trzeba było sprowadzić ciągnik i dopiero udało się z trudem wyholować auto. A jak wyglądaliśmy po tej bitwie z grząskim terenem, lepiej nie mówić. Pewnie pamiętacie zabawne obrazki z kreskówek, czy komedii - wyrzucane błoto z pod buksujących kół, akurat w kierunku popychających pojazd. Dobrze, że udało się wygrzebać go i nim wrócić, bo w takim stanie pewnie nikt by nas do autobusu nie wpuścił.
Najlepszym sposobem dotarcia był przysłowiowe Komarek, czy rower. Zawsze dawały się wypchać, i ułatwiały dodarcie do samych łowiska, szczególnie tych oddalonych od głównych dróg.
Następna sprawa to zaplecze "lokalowe". Jeśli wybieramy się tylko na kilka godzi, nie ma problemu - wystarczy peleryna przeciwdeszczowa, by się zabezpieczyć przed zmienną aurą pogodową. Problem pojawia się przy wyprawach dłuższych, kilkudniowych. Wtedy warto zabrać ubranie na zmianę, coś cieplejszego. Namiot, lub choćby sam tropik. Można też rozejrzeć się po zapleczu Hotelowym w pobliżu. Warto, w razie konieczności, przy braku swojego samochodu, a gwałtownym załamaniu się pogody, mieć miejsce schronienia, gdzie można przenocować, wysuszyć się, czy zjeść coś ciepłego. Hoteli, czy moteli u nas na szczęście nie brakuje. A nawet u najbliższego "gospodarza" można poprosić o pomoc - są jeszcze tacy, którzy nas wpuszczą i poczęstują ciepłą herbatą.
Nauczyłem się też przy okazji takich wypadów, że nie zależnie od długości wyjazdu, wypadu na rybki, trzeba się zaopatrzyć w coś do jedzenia i picie - woda "wyciąga" i człowiek głodnieje. Jeśli ta wyprawa jest na dłużej, to lepiej rozejrzeć się za jakimś "spożywczakiem" w pobliżu. Można też zabrać kuchenkę gazową, przy takich wyprawach z namiotem, by samemu coś upichcić. W ostateczności, by się w nocy dogrzać, można zapalić ognisko - jeśli w tym terenie nie ma zakazu. Można przy tej okazji coś upiec na kiju - złapaną rybę, kiełbasę, czy ziemniaki w popiele. Warto też pamiętać o preparatach przeciw komarom i innym uciążliwym latającym stworzeniom występującym w takich środowiskach -dym z ogniska je nie odstraszy, szczególnie w nocy.
Nie można też zapomnieć o dobrej latarce na noc, albo świeczce w słoiku (stary sposób) w pobliży wędki - tylko uwaga, by nie uszkodzić żyłki od temperatury.
Przy dłuższych wyprawach, pod namiot, można też zaopatrzyć się w ponton - ułatwi nam dostanie się w trudno dostępne, atrakcyjne łowiska, szczególnie gdzieś na wysepce, czy półwyspach. Ułatwia też - sprzęt pływający - zarzucić wędki na nocne połowy, czy wyciągnąć dużą sztukę w miejscach zarośniętych wodną roślinnością, czy krzakami.
 Dodatkowe wyposażenie do pontonu
Autorem artykułu jest Maciej  Andrzejewski
 Ponton sprzedawany jest z podstawowym wyposażeniem: wiosła, pompka, zestaw naprawczy. Jednak, żeby cieszyć się w pełni z pływania i wędkowania należy ponton wyposażyć w dodatkowe przedmioty. Myślę o pokrowcu, kotwicy wraz z windą, wygodnym siedzisku, torbie i wózku do transportu.
 Wózek
Bardzo pomaga przy wodowaniu i przemieszczaniu się z pontonem. Mój wózek kupiłem na aukcji internetowej. Moim zdaniem jest bardzo dobrze wykonany, lekki i funkcjonalny. Montaż i demontaż zajmuje dwie, trzy minuty. Po zdjęciu kół zajmuje mało miejsca w samochodzie.
Wózek jest tak skonstruowany, że można z nim pływać. Jest to bardzo pomocne przy pokonywaniu grobli lub przepustów wodnych..JPG" Siedzisko
Z doświadczenia wiem, że siedzenie wiele godzin na drewnianej ławeczce pontonu nie należy do przyjemności. Warto więc zrobić wygodne siedzisko. Moje wykonałem w całości z zepsutego krzesła komputerowego. Ma tapicerowane siedzisko i jest obrotowe, co bardzo pomaga przy łowieniu ryb. Żeby zamontować siedzisko w ławeczce musiałem wywiercić dość duży otwór. Otwór osłabił strukturę sklejki. Wykonałem więc wzmocnienie ławki z metalowego profilu.
Oczywiście siedzisko można zdementować. Wystarczy odkręcić dwie śruby..JPG"  
 Torba
Do torby możemy włożyć wszystko, co może nam się przydać w czasie wędkowania, a nie jest potrzebne w danej chwili na pokładzie. Akcesoria wędkarskie, wodę, kanapki, ubranie przeciwdeszczowe itp. Poniżej zamieszczam wykrój torby. Oczywiście wymiary poszczególnych elementów są uzależnione od typu i wielkości pontonu.
Kotwica i winda
Kotwica służy do utrzymania pontonu w wybranym przez nas miejscu na łowisku i zabezpieczenia pontonu w przystani. Na rynku jest wiele rodzajów kotwic. Ja jednak wykonałem ją sam. Na złomowisku znalazłem stary odważnik do wagi. Po dokładnym oczyszczeniu i pomalowaniu służy mi jako kotwica. Winda też jest mojego pomysłu.
Pokrowiec
Pokrowiec chroni ponton przed deszczem i słońcem. Napompowany pozostawiony na słońcu na długi czas może ulec zniszczeniu. Pod wpływem promieni słonecznych powietrze w komorach pontonu zwiększa swoją objętość. Może to doprowadzić do uszkodzenia zaworów lub poszycia pontonu. A więc trzeba upuścić trochę powietrza. Jeśli po upalnym dniu wieczorem wypływamy pontonem na akwen musimy pamiętać o dopompowaniu powietrza. Kiedyś zapomniałem o tej czynności i na środku jeziora kiedy temperatura powietrza i wody spadła, ponton zaczął mi się składać na pół. Zapewniam, że jest to niemiłe uczucie. Pokrowiec chroni też przedmioty pozostawione w pontonie przed amatorami cudzych rzeczy. Pomaga przy rozkładaniu i pompowaniu pontonu. Rozłożony na ziemi chroni ponton przed uszkodzeniem. Pokrowiec można uszyć samemu, ale moim zdaniem lepiej zamówić go w zakładzie szyjącym plandeki samochodowe.
Artykuł pochodzi z serwisu
<a href="http://artelis.pl/artykuly/28308/dodatkowe-wyposazenie-do-pontonu">www.Artelis.pl</a>

Można już myśleć po woli o rybach. Tylko bardzo ważne - aktualna karta wędkarska. Za kłusowanie trzeba płacić!

Ryba
Po wprowadzeniu - o wędkowaniu, rybach itp. (Patrz post o wędkowaniu). Przechodzę do tłumaczenia tytułu. W sumie miał to być od początku blok-  retrospekcja, a raczej rozliczenie ze swoją przeszłością. Tytuł sugeruje, że sprawa dotyczy zwykłego wędkowania, prawda jest jednak głębsza, dotyczy Wiary. Ostatnio, na Mszy po niemiecku, usłyszałem wykład katechetki, dla dzieci pierwszokomunijnych, o symbolu RYBY w chrześcijaństwie. Co za dno i niedouczenie! Powiedziała mianowicie, ze ten symbol jest dla tego, że ryby pojawiały się w Ewangeliach - pewnie chodziło jej o to, że tam często pada słowo rybacy, bo Jezus otaczał się uczniami, którzy w większości parali się wcześniej, przed powołaniem, takim zawodem. A ryby były ich głównym źródłem dochodu, utrzymania i pewnie diety. Nie mówiąc o tym, ze jako rybacy, pewnie też ich ciała i ubrania były przepojone tym zapachem. Ale wtedy nikomu to nie przeszkadzało, było to normalne i akceptowane. Pan Jezus otaczał się nimi i jadał też ryby, jak oni. Przy rozmnożeniu chleba, rozmnożył też ryby, ale to nie fakt, by w ikonografii nawiązywać do tego. Prawda jest troszkę inna. A mianowicie, w pierwszych wiekach istnienia, chrześcijaństwo natrafiło na dużą opozycję, szczególnie zwalczających ją wyznawców Tory i Rzymian, obawiających się  jej szybkiej ekspansji i utraty manipulowanych ludzi. Dla tego, w obawie przed prześladowaniami, a nawet śmiercią,  zaczęto używać różnych symboli, które mówiły tylko wtajemniczonym - "jestem jednym z nich". Odsyłam m.in. do filmu "Quo vadis" i rysowaniu na piasku ryby... Skąd ten znak? Duża grupa wierzących działała na terenach greckich i używała tego języka. Pojawiło się słowo Ichtys.

Ichthys, pisany też: Ichtys - w języku greckim znaczy “RYBA” (ΙΧΘΥΣ). Ichthys - znak pierwszych chrześcijan - symbolizuje Chrystusa. Jest jednym z najsłynniejszych akrostychów, czyli słów, które można utworzyć biorąc pierwsze litery wyrazów ze zdania.
Ichthys (ΙΧΘΥΣ) to akrostych greckich słów:
  • ΙΗΣΟΥΣ (Iēsoûs) - Jezus
  • ΧΡΙΣΤΟΣ (Christós) - Chrystus
  • ΘΕΟΥ (Theoû) - Boży
  • ΥΙΟΣ (Yiós) - Syn
  • ΣΩΤΗΡ (Sōtér) - Zbawiciel
Jezus Chrystus Boży Syn ZbawicieI oto wytłumaczenie - stąd ryba jako chrześcijański symbol. Odsyłam do powyższego linku, by poczytać więcej. Niestety nie mam klawiatury greckiej, więc musiałem się posłużyć przedrukiem wytłumaczenia. Jeśli ktoś używa plakietki z rybą, przyznaje się do tego, ze wierzy w Jezusa Chrystusa Syna Bożego Zbawiciela. Na samochodach czasami można zauważyć taką naklejkę, a kierowcy nie rzadko, swoją brawurą i arogancją zaprzeczają wartością, które powinny stąd płynąć. Jeśli się czymś chwalisz, to żyj tym! Niech to nie będzie tylko ozdoba, czym często w dzisiejszych czasach stał się KRZYŻ


Może lepiej nic nie nosić, niż z wiary zrobić ozdóbki. To samo dotyczy się noszenia na szyi symboli, których znaczenia się nie zna, lub nie rozumie - typowy przykład: "pacyfka" lub wiele innych, "ściągniętych" z różnych wierzeń itp.
Odszedłem trochę od tematu. Ryby w temacie i mój podpis - wędkarz, to przyznanie się do Wiary i do tego, że byłem też Rybakiem - kapłanem. Piszę w czasie przeszłym, bo odszedłem z tego stanu, choć nim zostanę już do końca życia. Takie znaczenia  i siłę mają święcenia kapłańskie. No i w tym momencie przeciętny czytelnik powie, dość czytania tych bzdur, szczególnie jeśli wątek schodzi na temat wiary. Tutaj kojarzą mi się słowa z filmu "Żona dla Mikołaja", gdzie syn mówi do mamy, która nie chciała uwierzyć, że jej wybrany jest Mikołajem: "Jeśli nie wierzysz nic nie zyskujesz, a jeśli uwierzysz to nic nie tracisz".
Wiara pozostała, choć teraz jestem, z powodu mojego wyboru, poza sakramentami - żyjąc w związku niesakramentalnym, czyli po prostu w konkubinacie. Dla czego zrezygnowałem - zamieniłem Miłość najwyższą - Chrystusa, na miłość do człowieka. Żyjąc we Zakonie jednak mi czegoś brakowało - nie seksu, choć i tego też, ale przede wszystkim ludzkiej przyjaźni, serdeczności  tego wszystkiego co daje rodzina. Było tylko posłuszeństwo i wykorzystywanie pozycji - "młody to zrobi, czy tamto", a z drugiej strony układy. Nie potrafiłem się "ustawić", przystosować, więc nie miałem jakichś dodatkowych dochodów, porządnego samochodu "pożyczonego od rodziny", no i nie dostosowywałem się do upodobań większości - alkohol, puste rozmowy na temat polityki itp. Nie piłem, nie paliłem więc jestem odmieńcem i nie nadaje się do budowania "wspólnoty", "a wspólnotowy i infantylny", bo wolałem Disneya niż politykę i Wiadomości w TV. Zostało mi tylko uciekanie w pracę i duszpasterstwa, namiastki rodziny, którą miała być wspólnota, w której żyłem. Nigdy nie wykorzystywałem tego do tworzenia relacji dwuznacznych, raczej byłem znany z uszczypliwości, by ukryć swoja wrażliwość i tęsknotę za normalnością. Żyjąc w Zakonie kilkanaście lat dużo się "napatrzyłem", szczególnie na alkoholizm, jedno z form ucieczki przed samotnością. Tyle różnych rodzajów alkoholi, jak na Odpustach parafialnych, lub imieninach Dziekana, to widziałem tylko w sklepie. A przy tej różnorodności raczej większość nie "wylewała za kołnierz". Żal było mi szczególnie młodych kapłanów, którzy przy tych okazjach nie potrafili sobie odmówić. Oczywiście tematy rozmów schodziły też na temat kobiet, ale raczej tutaj ktoś szydził z dewocjonalności, lub nawet z naiwności - znam przykłady kapłanów, którzy korzystali z różnych Duszpasterstw, by pozwiedzać - wyjazd pielgrzymkowy. Choć byli i tacy, którzy jeździli z potrzeby ducha. Nie oceniam, bo ktoś mógłby mi zarzucić, że z zazdrości to piszę. Dla mnie takie wyjazdy były stresujące - z powodu odpowiedzialności za szczególnie młodszych pielgrzymów - wyjazdy maturzystów na Jasną Górę itp. Na innego rodzaju relacje - damsko-męskie, otworzyła się furtka, gdy pojawiła się telefonia komórkowa i Internet. Da droga swobodnej komunikacji, bez możliwości kontroli przełożonych, dawała zupełnie inne możliwości. Tą drogą można było otwarcie "pogadać" a czasami "pofantazjować", wszak pozostawało się dalej anonimowym. Wielorakość różnych portali, stron, niejednokrotnie randkowych, czy o tematyce erotycznej, pozwalała w zawiązywaniu nowych znajomości, czy składaniu propozycji wprost do spotkań erotycznych. Znam nazwiska kapłanów, którzy składali propozycje np. na portalu NK do spotkań erotycznych. Jeden z nich umieścił nawet swoją fotkę w koloratce i podszywał się pod proboszcza pracującego w Łodzi (więc człowieka z kasą), a z tego było tylko to prawdą, że pracował w Łodzi, jako jeden z wikarych. A wiem to stąd, że go rozpoznała moje dziewczyna, do której wysyłał maile na NK.
Droga Internetu stała się i dla mnie furtką do innego świata - erotyki, fantazji seksualnych, podniety i szukania czegoś, czego Zakon nie dawał - zbliżenia do kobiety w sensie fizycznym i psychicznym. Tak się zaczęła moja droga do odejścia. Nie mogłem się pogodzić na obłudę za murami klasztoru i szukałem może namiastki Miłości Bożej, w formie miłości ludzkiej, która z czasem zaczęła się przeradzać w coś na całe życie. Z wędkarza-rybaka dusz, sam stałem się rybą schwytaną w sieć swojego serca. Nie mogą pogodzić się z tym, że mógłbym żyć podwójnym życiem - kapłana dającego przykład moralności, a z drugiej strony kogoś, kto po kryjomu żyje przedziwnością słów rzucanych z "kazalnicy" - odszedłem, skazując się na potępienie ze strony Zakonu i odrzucenie przez Rodzinę. Szczególnie przepraszam Rodziców, których zraniłem tę decyzją ("co powiedzą inni", "będą nas wytykać palcami" itp.). Musiałem się wyprowadzić i zaczynać od zera - nie byłem "zapobiegawczy", jak niektórzy eks, którzy wcześniej pomyśleli, by zapewnić sobie start - mieszkanie, czy pracę. Ja wszystko spontanicznie, w biegu. Mając kilkunastoletni samochód kombi, rzeczy tyle, że się w niego wszystko mieściło, 2 tysiące złotych rzuciłem się na nieznane. Gdyby nie wsparcie mojej Kobiety pewnie bym się załamał już na starcie z powodów lokalowych i trudności z pracą. Ale po woli, po drodze biedując, jakoś żyjemy.

Wszystko o rybach
wtorek, 22 maja 2012
Początki

Jak i w wędkarstwie do złapania pierwszej ryby jest długa droga - cały etap przygotowania sprzętu, wiedzy itp. - zobacz w pierwszej części związanej z wędkarstwem, rybami; tak i w życiu mamy różne etapy. Całe życie to podejmowanie pewnych decyzji, które zaważa na kolejnym etapie naszej pielgrzymki. Dla tego ważne są początki.  Jak wcześniej wspomniałem, wędkarstwo było w mojej rodzinie od zawsze - odkąd sięgnę pamięcią; wyprawy na ryby, poprzedzone wielogodzinnymi przygotowaniami, sprawdzaniem sprzętu, przygotowaniem zestawów, zanęt, planowanie i wybór łowiska - w zależności od preferencji - na jaką rybę i jaka jest dostępna zanęta, w zależności od pory roku itp.  Trzeba się też było liczyć z tym, że wybrane łowisko mogło być już zajęte, więc musiało być też jakieś inne, opcjonalne, w pobliżu, by za daleko nie taszczyć całego sprzętu.

 Drugim problemem mógł być brak aktywności ryb - nie żerują  z różnych powodów jakieś gatunki, więc trzeba było mieć zestawy przygotowane na różne sposoby - grunt, korek, spinning i różne zanęty, by "pocelować" w ryby, które tak się mogą znajdować.
Jaki gatunek i na co zaczną brać, czym je zanęcić i "zmobilizować" do aktywności. Wszystko to wiązało się ze znajomości łowisk i z wcześniejszymi doświadczeniami - co tam zostało już złowione i na co wzięło. Oczywiście zdarzały się też różne przypadki dziwnych jak złapany szczupak na dżdżownicę, czy sandacz złapany rano na podrywkę zastawioną na drobnicę i zostawioną w wodzie w nocy. Z reguły jednak nie było tak kolorowo


https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2G-Q0yQhw7r0zqRineqhQepW0sC1tPTY5vXohbWwvlTLcALInwt4NwqyNc9agtEUSomO7TZuFTfU4sWq1QU_fjTDe2W9y8YadP98ElVot10EIzdaHxLl2WtFozkUMQUwqRS0F2TuTF2z9/s320/SIMG0431.jpg

 i wymagało dużych przygotowań poprzedzających samą wyprawę, oraz szybkość dostosowania się do panujących na łowisku warunków, czyli przestawienia się na inny sposób łowienia, lub na inny gatunek łapanych ryb. Umiejętność i szybkość podejmowanych decyzji w zależności od panujących warunków i różnych czynników zewnętrznych, składają się na efekt końcowy - złapana ryba!
Tak się ma sprawa z wędkarstwem i rybami, a teraz o Wędkarstwie i Rybach z dużej litery - o czym już była mowa w poście pod takim tytułem.
W moim życiu podejmowałem różne decyzje, które czasami były od czegoś uzależnione. Jak np. decyzja wyboru szkoły średniej. Chciałem do innej, a dostałem się do innej, ze względu na brak miejsc, lub po prostu brak koneksji i odpowiednich argumentów finansowych. Jednak z czasem okazało się, że tak było lepiej. Zamiast liceum o profilu ogólnym, skończyłem technikum o profilu mechanicznym. I choć rok dłużej trwała edukacja, poszerzyła mi możliwości i wiedzę. W tym momencie mała dygresja: teraz nie boję się jakichkolwiek prac remontowych w domu, choć bez odpowiednich narzędzi i fachowego przygotowaniu w tym kierunku, to jednak mam ogólną wiedzę i doświadczenie w pracach manualnych, a resztę życie nauczyło, szczególni trudności mieszkaniowe, różne warunki i konieczność przeprowadzania generalnych remontów.
Później, po maturze, zmieniłem drogę życia ze stanu świeckiego, na zakonny. Do kapłaństwa długa droga, kilkanaście lat studiów, różne próby - jak to się nazywa - krzyże, które trzeba nieść. Tutaj kojarzy mi się powiedzenie, które zasłyszałem od jednego ze starszych zakonników: "Największym krzyżem jest wspólnota, w której żyjesz". I doświadczyłem na sobie prawdy tych słów. Różnorodność charakterów, upodobania, układy, znajomości itp. Ciężki krzyż!
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_oqz22poDJ5jJakN6s2z16HJw_pqpG493_Y5WNrbMxuGZ79fB6iN4sqvnHoC2Xb6RLWc4nSQdp5ur8pLpNbUs5JA4hgTOlh3yHq3CKXKjQPiU-_miDPHic6sgXP38zNXgqR4iwIVt4hHM/s320/SIMG0630.jpg
Niektóre ciężary-krzyże sami sobie wkładamy na barki - nasze wybory, decyzje, ale i są też takie, spadające z zewnątrz. Jak w wędkarstwie - warunki nad łowiskiem, w dużej mierze od nas nie zależne. I jak w wędkarstwie trzeba poczynić przygotowania, by cieszyć się efektami, tak i w sprawie Wiary i Powołania, długa i ciężka droga. W moim środowisku rodzinnym tylko strona żeńska była mocnym wsparciem - mama, babcia, ciocia, które swoją Wiarą były dobrym przykładem przyjmowania i dźwigania różnych krzyży-trudów życia, zmagania się z szarą rzeczywistością, która pełna była różnych chorób, ciężkiej pracy (choćby na roli - babcia z dziadkiem z tego żyli, co udało się wyhodować na kilku hektarach pagórkowatego terenu).
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifBPKcLnmuTWzSVzJ9LijGZDMh_zuPOkHmqka24utfJKi44ylgfZhM__1nA3M9CiuiL7iVXdgUPqlax5Ii9bN9g_pc134XRSUneLzs7a3dmLkCDqJhAU1S6Mzc2QK4rFay_GJ0Zfm9fffW/s320/SIMG0127.jpg
Mama niosła inny krzyż - alkoholizm taty. Dziś już rzadko sięga po alkohol, ale już zdrowie nie to. Dla tego ja nie piję, nie jestem jednak jakimś zagorzałym wrogiem, bo i alkohol jest dla ludzi, ale są pewnie granice, i niektórzy mają z tym wielkie problemy (kilka milionów mieszkańców naszego kraju!). Wiele razy, jak sięgnę pamięcią, tao miał z tym problemu, co się później odbijała na nas - mamie i czwórce dzieciaków, w gronie których byłam ja. Awantury, czasami przemoc fizyczna, a w większości psychiczna - wszystko to miało wpływ na kształtowanie się mojej psychiki. Zawsze bałem się powrotu do domu ze szkoły - w jakim stanie będzie dziś tata... Zdarzyła mi się nawet raz ucieczka z domu podczas jednej z awantur - kilka godzin spędziłem w zimnie, na betonie budowanego budynku, w okolicy naszego mieszkania. Nie poszedłem jednak do Zakonu z tego powodu, by uciec od tego, z potrzeby duchowej, nie fizycznej. Miało to jednak wpływ na moją wrażliwość i choćby pewniej formy autoagresji na siebie z powodu bezsilności - onanizm. Zdarzało się, że w ten sposób uciekałem od smutków i swojej bezsilności, w świat fantazji również seksualnych. Nie szukałem jednak zaspokojenia z drugą osobą, ale w samotności i ukryciu. Innym sposobem odreagowaniu tych noszonych w sobie stresów był sport, samotne wyprawy na grzyby czy ryby, czy ciężka praca. Grałem w piłkę nożną, siatkową, ćwiczyłem karate, biegałem, jeździłem na rowerze, pracowałem pomagając w pracach polowych w sąsiedztwie, czy w wakacje na budowach, w lesie itp. Do dziś mi zostało to, ze w pracy lubię ruch, nie potrafię "usiedzieć" w miejscu - praca za biurkiem nie dla mnie! W Zakonie wpadało więc czasami w skrajności - za dużo prac na jednego, zaangażowania w różne duszpasterstwa, propagowanie sportu - szczególnie siatkówki, w miejscach mojego przebywania. Innym sposobem była samotność i modlitwa w kościele, czy na łonie przyrody - również nad wodą.
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqogWYsF6RCUzGXC5I9TxJ5SHoL74Vp1yZJhXR3zoTC3gesoJQd2f_bQnJhKGPEoDk9aDxRlNgs0spv8E9uBYYbLkbLfiZXygo0nmqixqZMpHSpSd4SP88WVFOPTXw3L9_YKFMSwZAZWAA/s320/SIMG0616.jpg
 
Nauczyłem się kontemplacji, cieszenia się z bożej obecności w przyrodzie. Samotne kilkugodzinne wyprawy do lasu na grzyby, czy nad wodę z wędką. Przy okazji dygresja: poznałem tylko jednego kapłana, który wolał tę formę wypoczynku, spędzania swojego, ograniczone pracą w parafii, czasu wolnego - z wędką na rybach. Pokonywał na rowerze kilka kilometrów, by móc choć na 3 godziny wyskoczyć na stawy, czy rzekę, z wędką w samotności. Polecam ten sposób innym, zagonionym pośpiechem dzisiejszego tempa życia.

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEikui32_i3msrTsrTisrN940Eg-au4lcU0Q1gb_oZhN5Z1V2hrutvINTz1vrbqYz8Dk5qufgMQ8GJsSKcZd7bYvB2AS3Gfdu49LdovA5U-4eYcKJYuwFsqe5KUMS3rC9vCRCF1HAdU7iZWo/s320/SIMG1613.jpg
Iluż kapłanów, albo ojców rodziny, było by lepszych i świętszych, gdyby zamienili Internet i czaty na wędkę i samotność z rybami nad wodą. Obcując z przyrodą i Bogiem, a nie w Sieci. Ja sam wiem, że ta droga, łatwa i przyjemna, może szybko zmienić człowiek i wpłynąć na jego psychikę, pobudzają sferę seksualną i popychając do szukania sposobów zaspokojenia swoich wyolbrzymionych w ten sposób popędów. Sam wiem, że pierwszym krokiem do odejścia z Zakonu był Internet. Ciekawość związana ze sferą życia płciowego - jak to jest, co się czuje itp. I choć byłem "prawiczkiem" do 36 roku życia, szukałem kontaktów, również do zaspokojenia swojej sfery seksualnej. Szukałem ich na "zewnątrz", poza Wspólnotą i zaangażowaniami, pracą duszpasterską. Nigdy mi do głowy nie przyszło, choć okazje ku temu pewnie by się znalazły i bywały, by wykorzystać swoje stanowisko. Pamiętam nawet jedno zdarzenie, gdy jedna z koleżanek, grywająca w siatkówkę, kiedyś zaprosiła mnie do swojego domu, oraz oświadczając mi, że się zakochała. Gdybym wtedy uczynił jakikolwiek ruch zachęty, pewnie by się to skończyło w łóżku. Ja jednak zastopowałem - po rozmowach zostaliśmy na poziomie przyjaźni i tak jest do dziś. Obecnie ma ona szczęśliwa rodzinę, kochającego męża, dwójkę dzieci (dwoje straciło przy porodzie), mieszka na stałe za granicą i jest szczęśliwa. Takich okazji, oczarowanych dziewcząt, jest wiele i bardzo dużo zależy od kapłanów, by nie próbować tego wykorzystywać. Znam przypadki, że właśnie takie przyjaźnie, zauroczenia, kończą się "byciem kochanką" księdza, który z jednej strony pracuje w parafii, naucza, daje przykład, a z drugiej strony od czasu do czasu spotyka się po kryjomu z kobietą. Sam kiedyś byłem jednym z członków portalu, który tworzyły osoby - kobiety, zaangażowane w takie związki. I jest ich spora liczba. Wielu z nich odpowiada taka forma życia, ale są i takie, które chciały by coś więcej, niż życie po kryjomu. Jednak mało który kapłan, żyjący w takim związku zdecyduje się na odejście z kapłaństwa dla kobiety, lub zdecydowane zakończenie takiej przyjaźni.
Mi nie odpowiadało spotykanie się po kryjomu, gdzieś w hotelach, czy przydrożnych motelach - na szybki seks, bez zobowiązań. Spakowałem swoje rzeczy w mój stary samochód, i po rozmowach z przełożonymi, opuściłem Zakon.
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigcuuTVDjWbXCD3GnCFe2BoNYaxIAn3IFOzSabJelJ5ykQF-7DJdbLOsc2Y4RA6KTyqvPwUjV93Idy3CD9vcA5j8n-yjFKHRjmA-L7nHE0xX83DS-BYBiJqS3H_E074LUWLswdvnWTFQYR/s320/SIMG2281.jpg
Szukałem miłości, nie przelotnej przyjaźni. Czegoś więcej niż tylko zaspokajania swoich potrzeb seksualnych, swoich popędów. Życie w odpowiedzialności za swoje decyzje, dźwigają Krzyż wspólnie. Czy do tego trzeba mieć odwagę? Do tej pory jesteśmy z sobą już kilka lat i kształtujemy swoją miłość, borykając się z przeciwnościami losu, różnymi problemami życia codziennego, zarówno pod względem ekonomicznym - problemy z pracą, niewystarczające fundusze, jak i lokalowe - mieszkanie wynajmowane. I choć z tych względów musieliśmy w końcu wyemigrować za granicę, to nie cofnąłbym czasu! Może jedynie, gdybym mógł zmienić coś w przeszłości, zdecydowałbym się na szybszy kontakt z moją wybraną, pomijając drogę życia w Zakonie. Ale takie są już nasze ścieżki życia, niejednokrotnie poplątane i niełatwe. Ciągle pod górkę...